Categories
Byli i będą

Diabelnie inteligentny anioł ze skrzypcami w rękach

Serdecznie witamy naszych Gości,
W tym roku mija trzecia rocznica śmierci Zbigniewa Wodeckiego. Ten wszechstronnie wykształcony muzyk, obdarzony rozlicznymi talentami multiinstrumentalista, Kompozytor, aktor i prezenter telewizyjny zostanie w pamięci publiczności jako wykonawca przebojowych, pogodnych piosenek tj.: „Chałupy Welcome to”, „Po co ten żal”, „Słownikowa samba”, czy „Znajdziesz mnie znowu”.
Warto także wspomnieć, że artysta ujawniał iście „diabelskie” poczucie humoru na własny temat, a przy całej Swojej wrażliwości nie stronił od używek i romansów.
Z lubością opowiadał, że gdy pod koniec lat 70tych wrócił do domu z jakiejś trasy koncertowej jego synek powiedział do mamy:
„Mamo! Przyszedł ten pan z telewizji co śpiewa pszczółkę Maję”,
której to arii Wodecki nienawidził.
Dziś zapraszamy do wysłuchania nieco bardziej refleksyjnej piosenki z jego repertuaru.
Panie i Panowie przed Wami Zbigniew Wodecki w piosence „Najszczęśliwszy maj”

Chwalimy się naszym wspólnym sukcesem (Iphone’a za recenzję nie wygrywa się codziennie)

Witamy serdecznie naszych Gości,

Dzisiejszy wpis będzie muzyczny, ale hmmm od innej strony.
A zatem ab ovo.
Na przełomie stycznia i lutego Fundacja "Katarynka" zorganizowała konkurs na najlepszą recenzję audiodeskrypcji.
Pragniemy obwieścić, że nasze dzieło zdobyło pierwszą nagrodę i dzisiaj iphone7 znalazł się w naszych rękach.
Sukces jest nasz, jako, że użytkownik @Wredny wymyślił do niej tytuł, dokonał korekty stylistycznej, jak również miał wpływ na merytoryczną stronę recenzji.
W związku z tym, że iphone’a nie wygrywa się codziennie ten jakże doniosły fakt musi być tu uwzględniony.
Cała recenzja była sygnowana nazwiskiem Magmar i ona pisała ją w swoim imieniu, ale bez pomocy Wrednego dzieło nie zostałoby stworzone, a jeśli byłoby pewnie znalazłoby się wczeluściach szuflady tudzież twardego dysku.
Tak więc sukces jest NASZ, treść załączamy poniżej.
Współbrzmienie czyli dobry sposób na audiodeskrypcję

Człowiek w swoim życiu ma wiele dróg, z których tylko jedną można wybrać.
Do jakich wrót przeznaczenia zatem należy zastukać by podjąć właściwą decyzję?
Takie pytanie zadawali sobie bohaterowie filmu "Dyrygent" ćwicząc V symfonię Ludwiga Van Beethovena.
Ja też stanęłam przed podobnym dylematem – wszak jest tyle ciekawych filmów z audiodeskrypcją zaadaptowanych przez fundację "Katarynka”, a ja muszę wybrać ten jedyny, zostawiający najtrwalszy ślad w mojej pamięci.
W znalezieniu odpowiedniego klucza do podjęcia decyzji pomógł mi tytułowy Dyrygent, który wraz ze swoją orkiestrą rozkładał tę wspaniałą kompozycję na takty.
Moja recenzja także będzie oparta o kilka kryteriów:
Temat dzieła – niby nie ma związku z audiodeskrypcją, ale w mojej opinii to jest błędne założenie.
Wszak odbierając naszymi zmysłami dobra kultury koncentrujemy się na istocie rzeczy.
Jako, że mam pewne wykształcenie muzyczne tytułowy dyrygent przyciągnął moją uwagę.
Drugim ważnym kryterium jest głos osoby opowiadającej co się dzieje na ekranie.
Można wyodrębnić w nim kilka składowych:
tembr – czynnik dla mnie jako audiofila niezwykle istotny.
Głos ludzki da się porównać do instrumentu muzycznego, tak samo dzieje się w orkiestrze, która brzmi polifonicznie zwykle muzycy wybierają sobie instrumenty osiągające najpiękniejsze brzmienie.
W tym przypadku aparat mowy lektorki jest bardzo wyraźny, nienacechowany przesadną emocjonalnością, przez co nie kontrastuje z dziełem, ale się pięknie w nie komponuje jak instrument o szlachetnej barwie.
Artykulacja głosu – jest to ważny czynnik przy interpretacji fabuły.
Lektor nie może narzucać słuchaczowi swoich emocji związanych z akcją filmu (wszak dzięki audiodeskrypcji odbieramy to dzieło sztuki zmysłem słuchu).
Powinien cechować go obiektywizm i pewien dystans.
Osoba czytająca świetnie poradziła sobie z tym zadaniem.
Tak jak w V symfonii Beethovena każda partia musi być odegrana w odpowiedni sposób, np. bez przesadnej akcentacji.
Tempo czytania (choć właściwie w niniejszym kontekście nasuwa mi się słowo agogika), każdy kompozytor na początku ustala jak należy zagrać jego dzieło.
Tak samo akcja filmu płynie wartko niczym górski potok, albo toczy się zdecydowanie wolniej.
Czasem zdarza się tak, że lektor czyta w nieodpowiednim tempie co się dzieje na ekranie.
W tym przypadku sposób informowania o akcji filmu jest wyważony i wplata się w jego fabułę.
Kolejnym kluczowym zagadnieniem tak często pomijanym jest dynamika.
Jak w orkiestrze głos lektora nie powinien zagłuszać pozostałych instrumentów (co się niestety często zdarza), zwykle lektor objaśnia film zbyt głośno przez co nie słychać przebiegu akcji.
Warto się zastanowić nad odczuciami słuchacza odbierającego V symfonię jeśli kotły przyćmiłyby piękną barwę np. instrumentów smyczkowych.
W tej sytuacji jednak poziomy głośności były zbilansowane
Co podkreślam jeszcze raz nie jest częstym zabiegiem.
Zadanie nie należało do łatwych, ponieważ w niektórych scenach pojawiał się dodatkowy lektor, który tłumaczył na polski rozmowy telefoniczne głównego bohatera, a także dało się słyszeć obszerne fragmenty niniejszego dzieła, przez co natężenie tej ścieżki było dość głośne.
mimo to nikt nikogo nie zakłócał.
Oprócz aspektów związanych z doborem lektora ważny jest także tekst samej audiodeskrypcji.
Musi być napisany w taki sposób żeby przybliżyć sytuacje, w których znaleźli się bohaterowie filmu. żebym jako osoba odbierająca to dzieło sztuki wyłącznie zmysłem słuchu była w stanie zrozumieć przebieg akcji.
Często w partyturze kompozytor daje nam różne wskazówki pozwalające na zbliżenie się do jego wizji dzieła.
W tym przypadku (szczególnie pod koniec filmu) dzięki audiodeskrypcji poznałam pewne zamierzenia reżysera, których nie mogłam wychwycić za pomocą słuchu.
Ostatni czynnik jaki wyodrębniłabym dla potrzeb recenzji nazwałam tłem. Wspominałam już wielokrotnie, że audiodeskrypcja pomaga, nie zagłusza, dlatego nie może opisywać tego, co było powiedziane w dialogach.
także ten aspekt został zrealizowany na 100% w niniejszym filmie.
Linia melodyczna nie potrzebuje dodatkowego wzmocnienia żeby była usłyszana, wszak inne instrumenty mają swoje partie do zagrania, co kompozytor przewidział tworząc tak niezwykłe dzieło.

Podsumowując jeśli miałabym polecić komuś najlepszą audiodeskrypcję skupiłabym się na wyżej wymienionych czynnikach.
Lektorka stanęła na wysokości zadania.
Nie była solistką, wszak V symfonia Beethovena jest napisana na orkiestrę bez partii solowej.
Moim zdaniem można wykonać dzieło polifoniczne nie zatracając pięknej barwy swojego głosu i zachowując własny, niepowtarzalny charakter. – tak właśnie osoba czytająca audiodeskrypcję podeszła do dzieła.
Poza tym tekst był zredagowany tak, żeby uwydatnić emocje bohaterów, a z drugiej strony nie zdublować dialogów, dlatego bez cienia wątpliwości uważam audiodeskrypcję tego filmu za najlepszą

EltenLink